reklama

Chrześcijanin wobec mowy nienawiści (kilka refleksji)

zdjęcie: Chrześcijanin wobec mowy nienawiści (kilka refleksji) / fot. nadesłane
fot. nadesłane
Artykuł poświęcony jest problematyce relacji chrześcijanina do mowy nienawiści i wszelkich przejawów dyskryminacji. Autor rozpatruje ten problem w świetle dziejów ludobójstwa, zwłaszcza w Obozie Koncentracyjnym Auschwitz, i mowy nienawiści w odniesieniu do Jezusa Chrystusa. Przeciwstawia temu postawę osób sprzeciwiających się nienawiści, zwłaszcza św. Matkę Marię Skobcową.
REKLAMA
KS. HENRYK PAPROCKI PRAWOSŁAWNE SEMINARIUM DUCHOWNE W WARSZAWIE


CHRZEŚCIJANIN WOBEC MOWY NIENAWIŚCI (KILKA REFLEKSJI)


Słowa kluczowe: nienawiść, mowa, chrześcijaństwo, męczeństwo.


Abstrakt: Artykuł poświęcony jest problematyce relacji chrześcijanina do mowy nienawiści i wszelkich przejawów dyskryminacji. Autor rozpatruje ten problem w świetle dziejów ludobójstwa, zwłaszcza w Obozie Koncentracyjnym Auschwitz, i mowy nienawiści w odniesieniu do Jezusa Chrystusa. Przeciwstawia temu postawę osób sprzeciwiających się nienawiści, zwłaszcza św. Matkę Marię Skobcową.


W Biblii mamy ogromną ilość informacji o nienawiści wyrażanej słownie wobec naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Już to jedno powinno zmusić nas do refleksji, gdyż wiemy do czego owa nienawiść, wyrażająca się w słowach, doprowadziła. Spróbujmy jednak szerzej spojrzeć na to zagadnienie, odwołując się do 2 Księgi Królewskiej i 2 Księgi Kronik:

W dziewiątym roku jego [Sedecjasza] panowania, dziesiątego miesiąca i dziesiątego dnia miesiąca przybył król babiloński, Nabuchodonozor, wraz z całym swoim wojskiem przeciw Jerozolimie, obległ ją, budując dokoła niej wały oblężnicze […]. Wojsko chaldejskie ścigało króla i dopędziło go na stepie Jerycha, całe zaś jego wojsko opuściło go idąc w rozsypkę. Pojmali więc króla i zaprowadzili go do króla babilońskiego, do Ribla, i wydali na niego wyrok. Synów Sedecjasza wymordowano na jego oczach, a [król babiloński] rozkazał wyłupić oczy Sedecjaszowi i zakuć go w podwójne kajdany z brązu. Następnie uprowadził go do Babilonu (2 Krl 25,1.5-7). Sprowadził wtedy przeciw nim króla chaldejskiego, który wyciął mieczem ich młodzieńców wewnątrz świątyni i nie ulitował się ani nad młodzieńcem, ani nad dziewicą, ani nad starcem, ani nad siwą głową […]. Ocalałą spod miecza resztę [król] uprowadził do Babilonu i stali się niewolnikami jego i jego synów, aż do nadejścia panowania perskiego (2 Krn 36, 17.20).

Od czasów Oświecenia obowiązuje dość dziwna teoria, która głosi, że człowiek jest istotą natury dobrą i czyni dobro. Demony naszej psychiki, jakże widoczne w kuszeniu św. Antoniego Pustelnika, zostały sprowadzone do niebytu. To przeciwko takiej wizji buntował się Fiodor Dostojewski, gdy chciał dotrzeć do „podziemia ludzkiej psychiki” i docierając do niej odkrywał demony. Demony mordu, żądzy i zemsty. Proroctwo Dostojewskiego, jakim jest jego powieść „Biesy”, zostało odczytane dopiero po spełnieniu się.

Okazuje się, że ludobójstwo nie jest czymś nadzwyczajnym w ludzkiej historii. Historia ta jest po części zapisem kolejnych aktów ludobójstwa. Dlatego też zacytowałem fragmenty Biblii, mówiące o ludobójstwie. Takich fragmentów jest w Biblii więcej. Przecież Babilon Nabuchodonozora był krajem cywilizowanym, z wysoko rozwiniętą – jak na tamte czasy – nauką. Cywilizowanym krajem było też Cesarstwo Rzymskie, które przecież zaprowadziło powszechnie obowiązujące prawo. Było też wiele innych cywilizowanych krajów, w XX wieku Niemcy i bolszewicka Rosja, w których miały miejsce akty ludobójstwa na wielką skalę. Zamiast więc poszukiwać niemożliwych odpowiedzi na retoryczne pytania, powinniśmy przyjąć jako fakt oczywisty, że człowiek jest istotą bardzo złożoną, która oscyluje między potworem i świętym, między „ideałem Madonny i ideałem Sodomy”. Profesor Jerzy Nowosielski nie wahał się w wielu swych wypowiedziach mówić, że „człowiek jest potworem”.

Szczególną bezradność odczuwamy w takich miejscach jak Auschwitz, który stał się symbolem XX wieku. Prawdę mówiąc, każdy miniony wiek mógłby mieć podobny symbol. Czym było bowiem mordowanie Indian amerykańskich, jak nie ludobójstwem? Czymże były wszelkie rewolucje i wojny? Popadliśmy w rodzaj zbiorowej hipnozy, usuwając ze swego pola widzenia człowieka-potwora i zastępując go pojęciem człowieka dobrego z natury.

Nie uważam, że Auschwitz jest zamkniętą kartą w dziejach ludzkości. Chciałbym mimo wszystko wierzyć, że nigdy się już nie powtórzy, że ideologie panowania nad innymi, obłąkane wizje misji jakiegoś narodu, należą bezpowrotnie do przeszłości. Jednak realizm spojrzenia na człowieka pozwala zarazem przypuszczać, że tego rodzaju zdarzenia mogą się, niestety, powtórzyć. Mało tego, już po Auschwitz powtórzyły się kilkakrotnie w XX i XXI wieku w różnych częściach świata.

Ludzkość radośnie wkraczała w XX wiek, przekonana, że będzie to wiek szczęścia, że ludzkość doświadczy wszystkich dobrodziejstw rozwoju techniki i nauki. Optymizm trwał zaledwie czternaście lat… Trzeba przyznać, że to niewiele. Później zaczął się horror, który z małymi przerwami trwał przez cały XX wiek. Auschwitz jest jednym z elementów owego horroru, najstraszniejszym i najbardziej przerażającym.

Czy można więc mieć jakąkolwiek nadzieję? Wiemy, że nawet na dnie otchłani jest światłość, że w piekle Auschwitz rozkwitała świętość. Historia jednak kształtuje się w konwulsjach i mękach, niekiedy wydaje się „ciemnym korytarzem prowadzącym do nicości”. Tragiczna walka między wolnością i pokorą wobec egzystencji, między dążeniami jednostek i narodów a dobrem ludzkości, wyznacza straszny przebieg dziejów, których kręte ścieżki często prowadzą na manowce.

Doświadczenie Auschwitz, ostry zakręt dziejów, wejście w epokę pogardy i nienawiści, płonie nad XX wiekiem jako symbol tego, kim może stać się człowiek, jeśli zapomni o tym jakże prostym stwierdzeniu, że „wszyscy ludzie są braćmi i dziećmi Bożymi”, że każdy człowiek jest moim bliźnim. Jest to, jak się wydaje, fakt prosty i oczywisty, ale historia jest przecież zapisem odrzucania właśnie tego faktu.

Wobec niewyobrażalnego cierpienia ludzkiego w Auschwitz stajemy dzisiaj tak samo bezradni i zaszokowani, jak żołnierze rosyjscy, który wkroczyli do tego obozu w 1945 roku. Ta bezradność pozostanie już na zawsze. Nigdy nie odpowiemy sobie na pytania dotyczące nie tyle obłąkańczej ideologii, ile na pytania odnoszące się do człowieka: dlaczego jeden człowiek mógł mordować masowo innych ludzi, nie odczuwając przy tym specjalnych problemów moralnych? Mało tego – oprawcy z Auschwitz żyją przecież jeszcze i nie słyszałem o żadnych masowych aktach pokuty czy też szaleństwa wywołanego przez pamięć o czasie minionym.

Pamięć jest raczej ciągłą torturą ofiar. Żywię jednak nadzieję wbrew nadziei. Ludzkość, być może, w kolejnych dramatycznych zakrętach historii ocknie się, przynajmniej w swojej części, i sprzeciwi się człowiekowi-potworowi, a wspólnota narodów podejmie solidarne działania na rzecz ratowania samej siebie. Stąd też lekcja, jaką daje Auschwitz, nie jest stracona, staje się punktem wyjścia poczucia wspólnej odpowiedzialności, a to już jest bardzo dużo.

Dlaczego odwołałem się do symbolu Auschwitz? Niewątpliwie, jest to najstraszniejszy symbol owoców nienawiści. Auschwitz nie pojawił się nagle i nie wiadomo skąd. Był przygotowywany przez lata uporczywym i ciągłym powtarzaniem fałszywych oskarżeń pod adresem narodu żydowskiego, po prostu szerzeniem nienawiści. Cała historia ruchu narodowosocjalistycznego jest historią rozwoju mowy nienawiści. Mowa ta przygotowywała grunt do późniejszych działań, jakże przypominających ludobójstwo podjęte przez króla Nabuchodonozora.

Ewangelie są też zapisem narastającej mowy nienawiści pod adresem Jezusa Chrystusa. Ofiarą tej agresji pada „Jedyny Bezgrzeszny”, czyli niewinny. Historia Jezusa Chrystusa człowieka przebiega pod znakiem pogardy i odrzucenia. Ponieważ Biblia ma charakter archetypowy w stosunku do świata, jest to zapis zachowań, które powtarzają się w historii. Podobnie, jak los Izraela realizuje się w dziejach poszczególnych narodów i państwa, również losy postaci biblijnych wyznaczają historię. Dlatego też Jezus Chrystus mówi, że „wszystko się spełni”. To, co spełni się w odniesieniu do Izraela i do samego Chrystusa, powtarza się niejednokrotnie w historii. W tym sensie jest On „znakiem, któremu sprzeciwiać się będą”. Znamienne słowa „Jak Mnie prześladowali, tak i was prześladować będą” mówią właśnie o archetypowym charakterze wydarzeń biblijnych.

Jest to równocześnie ostrzeżenie dla chrześcijan, mówiące o tym, do czego prowadzi mowa nienawiści. Niestety, chrześcijanie nie zawsze wyciągali właściwe wnioski ze słów Ewangelii. Przypominam sobie rozmowę ze znajomym Niemcem, który wiele lat po wojnie nie był w stanie zrozumieć, jak to było możliwe, że w kościele słuchałem słów o miłości i przebaczeniu, a potem żyłem w całkowicie innym świecie. Całą nasza rodzina chodziła regularnie do kościoła i mimo to byłem zwolennikiem faszyzmu. Czy w oparciu o to doświadczenie można powiedzieć, że człowiek jest z natury dobry?

Mroczne zakamarki naszej duszy są bardzo chętne właśnie na słuchanie i mówienie słów nienawiści. W tej sytuacji koniecznością staje się asceza także w odniesieniu do słów. Głębszy niż nasza rozpacz, Chrystus jest tutaj. Bóg umarł w ciele po to, aby człowiek mógł być zbawiony. Aby ciało było zbawione . Piekło także jest miejscem zbawienia, jak to wyraża śpiewem liturgia paschalna: „Dzisiaj wszystko światłości jest pełne, niebo, ziemia i otchłań”, chociaż to piekło może stworzyć sam człowiek. Piekło nigdy nie jest przeznaczone dla innych, a ten, kto odkrywa, że jest w piekle, kto w pewnym sensie czuje się współodpowiedzialny za piekło, ten nie może nie spotkać tam Chrystusa .

Co może być odpowiedzią na mowę nienawiści? Pozwolę sobie opowiedzieć tutaj o życiu św. Matki Marii (Marii Skobcowej), która w czasach największej pogardy potrafiła sprzeciwić się wszystkiemu i wszystkim.

Życie tej fascynującej kobiety wydaje się czymś nieprawdopodobnym. Uznana poetka, przyjaciółka Anny Achmatowej, Aleksandra Błoka i Wiaczesława Iwanowa, nagle porzuca wszystko i zostaje zakonnicą. Jej życie wymyka się nie tylko hagiografom, ale także historykom. Zwykle twierdzi się, że wstrząs spowodowany śmiercią dwóch córek i rozpadem drugiego małżeństwa wpłynął na decyzję złożenia ślubów zakonnych. Wydaje się to uproszczeniem. Jej chęć pomagania innym i ratowania ginących jest już widoczna w młodości, zwłaszcza w decyzji zawarcia pierwszego małżeństwa w celu uratowania przyszłego męża od alkoholizmu. Jej macierzyństwo, traktowane jako pomaganie wszystkim bez wyjątku, jest też widoczne w odczuciach Błoka, który bez wątpienia fascynował się nią (a może i kochał) z udręką i oczekiwaniem jej macierzyńskiej opieki. Jak sama mówiła: „Chciałabym ich wszystkich – narkomanów, alkoholików, bezrobotnych, bezdomnych i chorych – przytulić i pocieszyć”. Ona, tak bardzo ceniona w salonach literackich, być może największa rosyjska poetka religijna, odrzuca cały blichtr tego świata i pyta swojego biskupa, czy mając za sobą dwa nieudane małżeństwa, może zostać zakonnicą, ale taką zakonnicą, która nie będzie mieszkać w monasterze i będzie zajmować się „ludźmi z marginesu”. Matka Maria w okresie międzywojennym sama przygotowywała do pięciuset obiadów dziennie. Sama też przynosiła produkty do przygotowania tych obiadów. Zdumiewa, że w takich warunkach pozostawiła po sobie prawie tysiąc stron (!) wierszy i prozy oraz kilkaset stron tekstów filozoficznych, teologicznych oraz odnoszących się do charytatywnej działalności Kościoła. Matka Maria całkowicie poświęciła się realizowaniu drugiego przykazania Ewangelii: „Będziesz miłował bliźniego, jak siebie samego” (Łk 10,27). Przykazanie to realizowała w perspektywie słów Chrystusa z Sądu Ostatecznego: „Bo byłem głodny, a daliście mi jeść; byłem spragniony, a daliście mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście mnie; byłem nagi, a przyodzialiście mnie; byłem chory, a odwiedziliście mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie” (Mt 25,35-36). Była głęboko przekonana, że „sakrament ołtarza”, czyli Eucharystia, jest nieodłączny od „sakramentu brata”, czyli pomagania bliźniemu.

Jej życie dla konserwatywnych przedstawicieli emigracji było jednym skandalem lub szaleństwem (nie słyszeli widocznie o słowach Pawła Apostoła „My, szaleni dla Chrystusa”, 1 Kor 1,23). Znalazła jednak grono oddanych przyjaciół, a wśród nich znakomitego historyka Jerzego Fiodotowa, wspaniałego literaturoznawcę Konstantyna Moczulskiego i wielkiego filozofa Mikołaja Bierdiajewa. Bierdiajew, bardzo oszczędny w opiniach na temat innych ludzi, o niej jednej bez wahania napisał „święta”. Jednak zawsze, bez żadnych warunków i zastrzeżeń, mogła liczyć na poparcie swego biskupa, metropolity Eulogiusza Gieorgijewskiego. Zapamiętano ją w porwanym i brudnym stroju zakonnym, w rozdeptanych butach, niosącą worek z żywnością. Zapamiętano ją, jak wyciągała z melin narkomanów i spędzała noce w kawiarniach, rozmawiając z ludźmi zrozpaczonymi i pozbawionymi wszelkiej nadziei. Zapamiętano ją, jak odwiedzała chorych w szpitalach, jak wygłaszała płomienne teksty nawołujące do realizowania chrześcijaństwa w swoim życiu. Chciała całkowicie poświęcić się bliźnim.

Jest coś znaczącego w tym, że w przeddzień pięćdziesiątej rocznicy jej śmierci w piwnicy domu Mikołaja Bierdiajewa w Clamart znaleziono walizkę jej matki z uważanym za zaginiony rękopisem Matki Marii „Typy życia religijnego”, w którym poddała zjadliwej krytyce fałszywe typy pobożności. Natomiast w przeddzień sześćdziesiątej rocznicy jej śmierci i kanonizacji odnaleziono ogromny zbiór zdjęć, a nawet niewywołanych filmów, które ją przedstawiają.

Wiemy, że często bywała w domu Mikołaja Bierdiajewa w Clamart i brała udział w słynnych dyskusjach filozoficznych. Być może, było to wytchnienie od codziennych kłopotów i nadludzkiej pracy. Być może, wewnętrzna potrzeba brania udziału w życiu intelektualnym. W swoim pokoju pod schodami w domu na ulicy Lourmel przyjmowała wszystkich, w przerwach pisała wiersze, jedne z najpiękniejszych w literaturze rosyjskiej. Opisała też swoje doświadczenia z rewolucyjnej młodości, dziecięce spotkania z Konstantynem Pobiedonoscewem, a także pisała artykuły wskazujące na duży talent filozoficzny i teologiczny. Zwłaszcza jeden z nich – „Drugie przykazanie” – stanowi istotny wkład do współczesnej teologii.

Ta zdumiewająca kobieta w warunkach kryzysu ekonomicznego i przy całkowitym braku pieniędzy zorganizowała cztery ośrodki pomocy, w tym dom dla starców, dom dla bezdomnych małżeństw i stołówkę dla bezdomnych. Matka Maria stała się właściwie instytucją charytatywną w Paryżu. Nie zwracała uwagi na zarzuty „zdrady monastycyzmu”. Ufała każdemu człowiekowi, nawet wrogom. Już to wystarcza, żeby uznać ją za postać niezwykłą. Jednak to, co wydarzyło się w czasie II wojny światowej, wydaje się nieprawdopodobne. A jednak się zdarzyło. Kiedy w okupowanej Francji rozpoczęły się prześladowania Żydów, Matka Maria postanowiła ich ratować. Przejmowała bezdomne dzieci, których rodziców już wywieziono do Auschwitz. Jako zakonnicy udało się jej dostać na welodrom zimowy, na którym gromadzono Żydów przed wywózką do obozu zagłady i wynosiła dzieci w pojemnikach na śmieci. Wiemy na pewno o sześciu wyniesionych. Wiemy też, że było ich więcej. A potem wraz z proboszczem na Lourmel, ojcem Dymitrem Klepininem, rozpoczęła wydawanie setek fałszywych metryk chrztu. Przez dom na Lourmel i przez dom w Noisy-le-Grand przewinęły się tłumy uciekinierów z obozów i więzień oraz zbiegłych jeńców wojennych. Nie wiadomo, ilu ludzi uratowała. Żona ojca Dymitra Klepinina w ostatniej chwili przed rewizją wrzuciła do pieca księgę chrztów. Często uratowani nawet nie wiedzieli, kto ich uratował. Wszyscy organizatorzy tej akcji zostali aresztowani i wszyscy zginęli w obozach zagłady.

Matka Maria nawet w obozie zagłady potrafiła stworzyć namiastkę wolności, kółka czytania Biblii i dyskusji. Jej śmierć też wymyka się hagiografom i historykom. Czy zgłosiła się dobrowolnie na śmierć za inną więźniarkę, czy też została skierowana do komory gazowej? Jej śmierć nie tylko wymyka się hagiografom i historykom, ale staje się symbolem. Została zamordowana w Wielką Sobotę, 31 marca 1945 roku, na dwa dni przed wyzwoleniem obozu, gdy już było słychać kanonadę artylerii rosyjskiej. Jej towarzyszki niedoli z Ravensbrück napisały, że piekło obozu potrafiła przemienić w radość życia. Uratowani z zagłady w jej imieniu zasadzili drzewo w Yad Vashem w Jerozolimie. Dziwnie brzmią słowa dokumentu potwierdzającego zasadzenie drzewa: „Elżbieta Skobcowa (Matka Maria) w zagrożeniu swego życia ratowała Żydów w czasie Holokaustu. Zasadziła drzewo w alei sprawiedliwych”. Matka Maria zasadziła to drzewo zanim powstał Instytut Yad Vashem. Zasadziła to drzewo, kiedy uratowała pierwsze żydowskie dziecko lub też, gdy wydano pierwszą fałszywą metrykę chrztu. Wiedziała, czym jest nazizm. Napisała o nim artykuł po przeczytaniu Mein Kampf Adolfa Hitlera. Nie zawahała się ani przez chwilę.

Zaraz po wojnie współwięźniarki z Ravensbrück, uratowani Żydzi, a także jej przedwojenni podopieczni z Lourmel nie szczędzili wysiłków, żeby pamięć o tej niezwykłej kobiecie nie zginęła. Publikowano systematycznie jej poezje i inne teksty, napisano o niej wiele książek, powstało kilka filmów. Nikt nie miał wątpliwości, że była wyjątkową kobietą, po śmierci rosła jej legenda. Czekano też, kiedy Kościół podejmie decyzję o jej kanonizacji. Stało się to w 2004 roku, gdy kanonizowano Matkę Marię z ulicy Lourmel, jedną z najbardziej niezwykłych kobiet XX w. Wraz z nią kanonizowano jej syna Jerzego i ojca Dymitra Klepinina (zginęli w Buchenwaldzie) oraz Eliasza Fondaminskiego (zginął w Auschwitz). Nie ma już historycznego domu na ulicy Lourmel. Na nowym domu umieszczono tablicę pamiątkową: „Tutaj stał dom i kaplica Opieki Matki Bożej fundacji Prawosławnego Dzieła na rzecz biednych, gdzie pracowali Matka Maria Skobcowa (1891–1945) i Ojciec Dymitr Klepinin (1900–1944). Aresztowani w 1943 r. przez Gestapo za pomoc niesioną Żydom, zmarli w obozach”.

Naziści spalili ich ciała w krematoriach. Pozostała jednak pamięć o nich i to, co udało im się osiągnąć w warunkach piekła zagłady. Miłość Matki Marii okazała się silniejsza od śmierci, bo przecież „miłość silniejsza jest od śmierci” (Pnp 8,6). Matka Maria z ulicy Lourmel zwyciężyła. Nie ci, którzy byli jej katami.

Taka powinna być chrześcijańska odpowiedź na wszelkie rodzaje mowy nienawiści, na wszelką niechęć do drugiego człowieka, który jest przecież naszym bliźnim.


Bibliografia
  • Clément O., Inne słońce. Duchowa autobiografia, tłum. M. Żurowska, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1998.

Nota o Autorze

Paprocki Henryk
– ur. 10 grudnia 1946 r. w Kole, teolog, duchowny prawosławny; studia teologiczne na KUL, doktorat 1978 w Instytucie Św. Sergiusza w Paryżu, kierownik Redakcji Ekumenicznej TVP S.A. Program 2, wykładowca Uniwersytetu w Białymstoku (-2012), Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie (1991-2012) i Prawosławnego Seminarium Duchownego w Warszawie (1981-2019), redaktor czasopisma teologicznego „Elpis” (-2012), rzecznik prasowy Kościoła prawosławnego, członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Studiów Patrystycznych, członek Międzynarodowej Komisji ds. dziedzictwa św. Grzegorza Peradze. Autor wielu książek i artykułów, przygotował materiały do kanonizacji św. Grzegorza Peradze.
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Dąbrowa Białostocka
5.9°C
wschód słońca: 06:32
zachód słońca: 15:47
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Dąbrowie