reklama

Mowa nienawiści

zdjęcie: Mowa nienawiści / fot. nadesłane
fot. nadesłane
Abstrakt: W eseju jest mowa o filozoficznych, historycznych i społecznych korzeniach mowy nienawiści. Zdaniem autora nie jest to zjawisko charakterystyczne dla współczesności; jego pokłady tkwią głęboko w naturze ludzkiej oraz w historii poszczególnych narodów. Nie jest to też skutek demokratyzacji społeczeństw; nienawiść rodziła się – i nadal tak się dzieje – w głowach elit, które skutecznie zatruwają nią masy. Te, choć generalnie zorientowane są na przetrwanie, dają sobą powodować przez manipulacje i propagandę, które budzą w człowieku negatywne emocje. Ze względu na rozwój technologiczny współczesnego świata inna jest tylko skala tego ponadczasowego zjawiska.
REKLAMA
JAN SKOCZYŃSKI
PROF. ZW. EM. UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO



MOWA NIENAWIŚCI


Słowa kluczowe: miłość, nienawiść, język, mowa, historia, poezja, obyczaje, ład moralny, pokój społeczny, państwo, prawo, religia, dawna Polska, innowiercy, resentyment.

W zaproszeniu do współpracy nad zagadnieniem tytułowym można przeczytać, że Redakcja zasłużonego czasopisma naukowego „UniversitasGedanensis” przygotowuje osobny numer poświęcony tej palącej kwestii. Ważne mają być analiza „źródeł pojęcia” oraz „wykładnia naukowa i swoista egzegeza” terminu. Rozpocznę więc od uwagi językowej; „mowa nienawiści” nie jest ani pojęciem, ani terminem – to wyrażenie (podobnie jak biały kruk, czy czarna dziura), które składa się z dwu pojęć, a dokładniej dwu rzeczowników, z których drugi pełni funkcję przymiotnika (w zdaniu byłby przydawką dopełniaczową) i mógłby zostać nim zastąpiony. Mielibyśmy wtedy wyrażenie mowa nienawistna, pozornie oznaczające to samo, co mowa nienawiści, choć nie do końca...

Inna kwestia terminologiczna wiąże się z pytaniem, dlaczego mowa nienawiści, a nie język nienawiści? Nie jest ono bezpodstawne w świetle badań nad językiem polityki, wśród których poczesne miejsce zajmuje głośna onegdaj książka niemieckiego językoznawcy Viktora Klemperera LTI (Lingua Tertii Imperii) Język Trzeciej Rzeszy. Notatnik filologa , która do dziś stanowi wzorzec i swoisty punkt odniesienia dla tego typu badań.  Ważna jest też różnica między językiem a mową. Język jest pojęciem zakresowo szerszym niż mowa; wszak mamy język pisany, literacki, potoczny, język znaków i symboli, migowy etc. Mowa zaś, to swoisty, artykułowany wyraz języka, któremu potrzebny jest dźwięk, czyli głos (vox), a ten dzielimy nie tylko ze światem ludzi, ale i zwierząt, ptaków czy wielkich ssaków morskich, które porozumiewają się na dużych głębokościach.

Aktualnie słowo nienawiść tak dalece powiązano z treściami psychologicznymi (awersja, antypatia, animozja, niechęć, pogarda, uprzedzenie, wrogość, wstręt), że mało kto zastanawia się nad jego właściwym pochodzeniem. Tymczasem jest to pojęcie funkcjonujące w większości języków słowiańskich, które wywodzi się z prasłowiańskiego czasownika nenavideti, czyli nie chcieć patrzeć (na kogoś), widzieć (kogoś). Inna rzecz to obecny w tym czasowniku łaciński rdzeń vide (od łac. video), czyli właśnie patrzeć, widzieć. Ale z językami tak już jest, że się pomieszały, kiedy zaczęto budować wieżę Babel…

Tymczasem jeszcze w wieku XV i XVI funkcjonują w Polsce słowa: nawidzieć oraz nawiść, oznaczające: „chętnie widzieć”, „kochać”. Podobnie jest w innych językach słowiańskich – czeskim, czy serbskim, gdzie navideti znaczy „być w zgodzie”; tak jak nenavideti – „być w niezgodzie” .

Stary, prasłowiański rodowód (źródłosłów) nienawiści wiąże się ściśle z pierwotną formą życia zbiorowego, jaką było plemię albo organizacja plemienna. Charakteryzowały one społeczności pierwotne, których podstawowym celem była ochrona przed niebezpieczeństwem zewnętrznym, a w konsekwencji przetrwanie wobec rozlicznych zagrożeń. Jedną ze strategii tego przetrwania była nienawiść plemienna, a więc niechęć do oglądania, kontaktowania się oraz relacji z członkami innego plemienia, którzy stanowili naturalne zagrożenie określonej wspólnoty. Plemienność i wszystkie jej konsekwencje nie pozwalały na akceptację innego, obcego, który nie był członkiem naszego plemienia. Plemię przechowywało zbiorową pamięć nienawiści tak długo, jak długo aktualne były zagrażające mu niebezpieczeństwa. Kiedy ta forma życia przekształciła się w ustrój rodowy, zbiorowa nienawiść zinstytucjonalizowała się w prawie zemsty (prasł. msta). Ta ‘nowa’ postać nienawiści (rodowa), często zastrzeżona dla przywódcy, czy rodowej starszyzny, trwała przez pokolenia. Na marginesie; zagadnienia te, w perspektywie filozoficzno-dziejowej, kompetentnie rozważał polski badacz cywilizacji i kultur – Feliks Koneczny .Na plemienny charakter nienawiści zwracają również uwagę badacze zachowań zwierząt np. kognitywistka Laurie Santos.

Kłopot z mową nienawiści jest jeszcze inny; wyrażenie to, funkcjonując od jakiegoś czasu w mediach elektronicznych, przejęło rolę języka pisanego. Wyrazem tego jest powszechny w Internecie hejt – najnowszy synonim tej mowy. Zarówno ludzie nauki, jak i publicyści – z niezrozumiałych powodów wolą debatować o mowie, a nie o języku nienawiści, jak gdyby nienawiść nie dotyczyła języka – struktury metafizycznej, i była wyłącznie domeną mowy – struktury fizycznej, ufundowanej na dźwięku.

I ostatnia uwaga, z gatunku założeń. W szkole uczono nas, że „język jest narzędziem myślenia i środkiem porozumiewania się”. O ile dobrze pamiętam, w ten sposób definiował język Zenon Klemensiewicz . Z pewnymi zastrzeżeniami można to odnieść również do mowy, albo języka mówionego. Tymczasem mowa (język) nienawiści nie służy ani myśleniu, ani porozumiewaniu się ludzi. Jest wyłącznie przekazem emocji (uczuć) negatywnych, bo tylko takie mieszczą się w zakresie pojęcia albo terminu nienawiść. Nie ma w nim miejsca na emocje pozytywne, których kwintesencją jest antonim nienawiści – miłość.

W ten sposób zbliżyliśmy się do filozoficznej genezy nienawiści, którą bez wątpienia trzeba związać z Empedoklesem (494–434 p.n.e.), przedstawicielem tzw. szkoły żywiołowej, w starożytnej myśli greckiej. Jego teoria bytu, czyli ontologia opierała się na czterech żywiołach, albo pierwiastkach. Były to: ziemia, powietrze, woda i ogień – według filozofów jońskich niezmienne elementy wszechświata. O jego zmienności przesądzały dwie siły: miłość i nienawiść (niezgoda, waśń) które powodowały, że to, co trwałe podlegało zmianom, jak sądzili eleaci. W przypomnianej tu koncepcji, która była próbą połączenia dwu szkół myślenia – dzieje wszechświata układały się w czterofazowy cykl. Dwie jego fazy stały pod znakiem miłości i nienawiści, a pozostałe dwie stanowiły okresy przejściowe między tymi skrajnymi formami bytu. Jedna z nich znamionowała porządek, czyli kosmos, druga – chaos, czas zamętu.

Najważniejsze jest uznanie przez Empedoklesa nienawiści za siłę sprawczą zmiany, w wyniku której dokonuje się destrukcja, proces niszczenia; a contrario – miłość jest czynnikiem budującym, konstruktywnym. Z przywołanej teorii płynie jeszcze jeden wniosek; otóż nienawiść nie jest wyłącznie atrybutem człowieka, ale czynnikiem kosmicznym, składnikiem universum; dzięki czemu, będąc realną siłą fizyczną, zyskuje również wymiar metafizyczny.

Według filozofów greckich nienawiść jest elementem wszechświata. Natomiast w tradycji judeochrześcijańskiej schodzi na niższy poziom, stając się częścią natury ludzkiej. Wyrazem tak rozumianej nienawiści jest „pierwsze morderstwo na świecie”, w którym Kain zabija Abla. Jak pamiętamy, starszy z braci był rolnikiem i „składał dla pana w ofierze płody roli”; młodszy – jako pasterz składał ofiarę „ze swej trzody i ich tłuszczu”. „Pan wejrzał na Abla i jego ofiarę, na Kaina zaś i jego ofiarę nie chciał patrzeć. Smuciło to Kaina bardzo i chodził z ponurą twarzą”. Bóg pyta więc Kaina, „dlaczego jesteś smutny i dlaczego twoja twarz jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież Ty masz nad nim panować” .Po tej rozmowie z Bogiem Kain zaprasza brata na pole i tam go morduje. Nie wiemy, dlaczego Jahwe „wejrzał” na Abla, a „nie chciał patrzeć” na Kaina; zapewne nie z powodu tego, czym się zajmowali... Nie znamy powodu smutku Kaina ani też uprzedzenia Stwórcy wobec niego. Wygląda na to, że Bóg – z jednej strony przestrzega go przed grzechem („czyha na ciebie”), a z drugiej – jakby prowokował go do złego czynu („gdybyś postępował dobrze”), skoro zaraz po tym brat zabija brata... Egzegezy biblijne wskazują, że przyczyną bratobójstwa była zazdrość i zawiść, ale w Piśmie św. nie ma wyjaśnienia przyczyn tych negatywnych emocji. Próbuje to zrobić Józef Tischner, według którego „Abel staje się wybrańcem Boga. Oznacza to, że wybrańcem nie jest i nie może być Kain. W Kainie lęgnie się zawiść. Zawiść jest nienawiścią skierowaną do bliźniego nie z racji jego złości [lepiej brzmiałoby: że jest zły – JS], lecz z racji jego dobroci” . Jednak współczesny filozof nie tłumaczy, dlaczego Bóg upodobał sobie Abla? Nie wiemy, czy spowodowane to było uprzedzeniem, albo pretekstem, by móc potem napiętnować mordercę (znamię Kainowe)? A może Bogu potrzebna była sytuacja, w której jeden człowiek zabija drugiego; według egzegetów śmierć Abla jest antycypacją śmierci Chrystusa.

Warto w tym miejscu – znowu na marginesie – odnieść się do zagadnienia zła, które za sprawą chrześcijaństwa pojawi się w sferze pojęć metafizycznych; wszak nienawiść to jedna z twarzy zła. Nowej doktrynie religijnej wygodniej będzie obarczyć odpowiedzialnością za zło człowieka, a nie Naturę, czyli przyrodę. W najgorszym razie będzie on wodzony na pokuszenie przez ojca wszelkiego zła – szatana; a może przez samego Boga? Wszak w modlitwie Ojcze nasz prosimy od wieków: I nie wódź nas na pokuszenie… Dopiero papież Franciszek zaproponował nową formułę tego fragmentu, który brzmi: I nie opuszczaj nas w pokusie… Zdejmuje ona z Boga odpowiedzialność za zło wyrządzane przez człowieka, z inspiracji złego ducha.

Jak wiemy, jeden z ojców Kościoła św. Augustyn, dokonał relatywizacji zła do dobra (zło jest brakiem dobra)  i pozbawił je samodzielnego bytu. Przekaz ten został wzmocniony przez doktrynę o przeznaczeniu człowieka, zawartą w dziele De civitate Dei .W ten sposób zło i nienawiść staną się na długie stulecia atrybutami obywateli państwa ziemskiego, a dobro i miłość tych, którzy tworzą państwo boże. Warto o tym pamiętać, ilekroć do głosu dochodzi populizm, którego nazwa wywodzi się od rzymskiego populus, czyli lud, w późniejszych epokach – w zależności od potrzeby – określany mianem: plebsu, masy, motłochu, tłumu etc. dla uwypuklenia, że differentia specifica ludu (gr. demos!) to emocje – zazwyczaj skrajne i przeciwstawne zarazem: miłość i nienawiść. Trzeba o tym pamiętać zarówno w kontekście usprawiedliwiania współczesnego populizmu, jak i odżegnywania się elit, zwłaszcza liberalnych, od populistycznej fali, która nagle przybrała zarówno w krajach Europy jak i na innych kontynentach, powodując erozję ustrojów liberalno-demokratycznych, ukształtowanych po II wojnie światowej.

Zastanawiać powinien fakt, że chrześcijaństwo od początku, zwłaszcza w czasach kiedy stanowiło podstawę lub część składową doktryn politycznych licznych państw europejskich, przyczyniało się do wielu konfliktów, których podłożem była nienawiść albo waśń religijna. Dość wymienić wyprawy krzyżowe, a następnie nieustanne wojny religijne – poprzedzające i następujące po rozpadzie chrześcijaństwa na zachodnie i wschodnie (1054), czy związane z późniejszą o kilka wieków schizmą (1378–1417), zakończoną soborem w Konstancji. Trudno wreszcie nie wspomnieć wojny trzydziestoletniej (1618–1648), która w pierwszym rzędzie miała podłoże religijne, a dopiero później zyskała tło polityczne. Wojna ta do dzisiaj jest określana jako „największa katastrofa nowożytnej Europy”. Z ruiny, jaką spowodowała w niemal wszystkich dziedzinach życia, nasz kontynent podnosił się przez ponad 100 lat.

Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że mamy własny, polski wkład do mowy nienawiści. Jako państwo w przeszłości wielonarodowe i wieloreligijne zapisaliśmy w tej kwestii własny rozdział, zwłaszcza w czasach, kiedy na ziemiach I Rzeczpospolitej roiło się od inno- albo różnowierców. To im w głównej mierze przypisywano nienawiść religijną, upatrując jej źródeł w heretykach, którzy mieli czelność burzyć obraz społeczności katolickiej. Tymczasem różnowiercy przybierali na ogół postawę obronną; stroną atakującą było wyznanie dominujące w państwie.

Rzecz dotyczy w pierwszym rzędzie stosunku ludności polskiej do Żydów jako przedstawicieli wyznania Mojżeszowego. Nietolerancja religijna wobec nich nasilała się szczególnie w „epoce reakcji katolickiej”, zwłaszcza w XVII i XVIII wieku. Tak pisze o tym Jan Stanisław Bystroń : Patrzano na Żydów niechętnie, więc też ich konterfekt w literaturze wygląda bardzo karykaturalnie. Tak więc charakteryzuje Żyda Klonowicz  w Worku Judaszowym:
 
. . . . . . . . . . . . . pląsze rękami na trzecie
Żydowin uszargany w płaskatym birecie,
Czerwonołby, w giermaku i z garbatym nosem,
Który jako papuga mówi kaczym głosem
Który handel zaczyna od trąbki szafranu .

Bystroń zwraca uwagę na rzekome zbrodnie Żydów „popełniane jakby w ciągłej walce przeciwko światu chrześcijańskiemu. Przypominano im ukrzyżowanie Chrystusa (…); powtarzano stare zarzuty średniowiecza, że zatruwają oni studnie. Powszechnie utrzymywało się przekonanie, że Żydzi ponoć potrzebują do swych obrzędów hostii, którą mieli w tym celu kraść w kościołach; opowiadano o mordach rytualnych, a więc o okrutnym męczeniu dzieci chrześcijańskich dla zdobycia krwi, koniecznej do obrzędowego ciasta; cała literatura powstała na ten temat i rozruchy antyżydowskie najczęściej rodziły się na tle takich właśnie pogłosek.
    
. . . . drudzy nieszlachetnym przedawają Żydom
Dziatki niewinne, bożym i świeckim ohydom,
Którzy toczą i cedzą chłopiątek niewinnych,
Z żyłek, z serca żywą krew, z członeczków dziecinnych;
Odprawują Wielkanoc juchą naszych dziatek” .

I kończy: „W klasztorach wieszano obrazy, przedstawiające sceny mordu rytualnego, aby podtrzymać w tłumach nienawiść do nieprzyjaciół chrześcijaństwa. Żydzi bronili się jak mogli, udowadniali niesłuszność zarzutów, ale nie wiele to pomagało; zdarzały się z tego tytułu procesy, niejednokrotnie kończące się surowymi wyrokami i okrutną śmiercią zasądzonych” .

Równolegle okazywano nienawiść dysydentom, czyli chrześcijanom, ale nie katolikom, do których zaliczano protestantów – luteran i kalwinów, a przede wszystkim arian. Tym pierwszym wytaczano procesy o znieważanie krzyża, obrazę procesji, ograniczano prawa obywatelskie, usuwano z urzędów itp. Zaś po traktacie warszawskim z 1716 roku zakazano: budowy zborów, odprawiania nabożeństw, zgromadzeń publicznych i prywatnych, głoszenia kazań, a nawet śpiewów religijnych. Łamiącym zakazy groziły kary pieniężne, więzienie, w końcu wygnanie z kraju.

„Ale cała niechęć katolickiego społeczeństwa do luteran i kalwinów była jeszcze niczym wobec tej orgii nienawiści, której ofiara stali się arianie. (…) W stosunku do żadnej innej grupy religijnej, nawet Żydów i muzułmanów, nie stosowano tak ostrych represyj, jak przeciwko arianom; sejm z r. 1638 każe im opuścić Raków, duchowastolice sekty, a konstytucja z r. 1658 każe im opuścić w wyznaczonym czasie granice państwa, sprzedawszy całe swe mienie, a to pod kara śmierci. (…) Drakońskie te ustawy spotykały się ze szczerym uznaniem w społeczeństwie katolickim; nawet człowiek bądź co bądź nie przeciętny, jak Kochowski , sławił je w niemiłosiernym, fanatycznym wierszu Bando na ariany:
    
Wychodź, swacho Babilonu,
Nierządnico wszeteczna.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Wender, wender, aryjani
WnukowieBelzebuba
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Pikardowie, nowokrzczeńcy,
Wszystka diabla rodzina,
Lucyperwi siostrzeńcy,
W drogę, przyszła godzina.
Głos fasolny, głos ogromny
Huczna trąba wynosi,
A przez edykt wiekopomny
Wygnanie wasze głosi

W związku z wygnaniem arian utworzono regestry sądowe spraw ariańskich, utrzymujące ewidencję osób podejrzanych o hołdowanie zabronionej wierze; potem podciągnięto tu także niektóre inne sprawy dysydenckie i oskarżenia o bezbożność. Już nie tylko opinia publiczna, ale i prawo pilnowało prawowierności katolickiej” .

Jak widać z cytowanych fragmentów, nienawiść na tle religijnym nie była czymś obcym w dawnej Polsce, aktualnie przedstawianej jako kraj otwarty, tolerancyjny, w którym tzw. dysydenci cieszyli się pełnią praw obywatelskich. Ta nieprawdziwa narracja upowszechniana przez państwo i Kościół, ma nie wiele wspólnego z rzeczywistym obrazem naszej przeszłości – idealizowanej bez podstaw i wbrew faktom. Co ciekawe, mowa nienawiści w dawnej Polsce nie była domeną nizin społecznych; przewodzili w niej i upowszechniali ją ludzie pióra, uznani poeci, którzy wszak zawsze nadają ton życiu publicznemu. To oni wiedli prym w populizmie, podsycając go, zamiast tonować; niejednokrotnie go inspirowali dla celów religijnych i politycznych. Ciemny, niepiśmienny lud mógł tylko naśladować elity i powtarzać za nimi nienawistne słowa. Dziś, w dobie mediów elektronicznych dostęp do nich jest powszechny i bezpośredni. Nienawiść siana przez polityków, czy duchownych pleni jak trudno usuwalny chwast na niwie społecznej.

Mowa nienawiści jest pochodną stanu emocjonalnego, następstwem uczucia nienawiści. Zdarza się jednak, że nienawistny język wywołuje emocje, których ludzie u siebie nie podejrzewają, albo skrywają je przed sobą i innymi na skutek wychowania, przyjętych norm kulturowych, obyczaju, czy nakazu religijnego w rodzaju: Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. Wszak nienawiść jest zafałszowaniem obrazu bliźniego; chociaż jest to wykroczenie znacznie słabsze aniżeli sprzeniewierzenie się przykazaniom: Nie zabijaj, czy Nie kradnij. Gdy pod tym kątem analizować Dekalog, okaże się, że siedem z dziesięciu jego zaleceń dotyczy człowieka, a tylko trzy Boga… Można więc – utopijnie – zauważyć, że wystarczy przestrzegać norm tam zawartych, a ustrzeżemy się od nienawiści i jej rozlicznych przejawów.

W dobie nowożytnej jedną z najciekawszych propozycji w tym względzie jest teoria resentymentu Fryderyka Nietzschego. Ten przenikliwy myśliciel przeczuwał, w którą stronę będzie ewoluować – oświecona światłem rozumu – ludzka natura. „Resentyment – pisze badacz i znawca filozofii Nietzschego – przejawia się (…) nie w każdej moralności, lecz tylko w moralności »niewolniczej«”. Wyraża się „jako uczucie zawiści i zazdrości [również nienawiści – JS]. Jest (…) rodzajem aktywności charakterystycznej dla ludzi słabych, o niskim napięciu woli mocy. Jest to działanie reaktywne, wyraża się bowiem w sprzeciwie, w negacji czegoś, co istnieje samodzielnie” . Według niemieckiego filozofa (o polskich korzeniach) „moralność niewolników, aby powstać, potrzebuje zawsze świata przeciwnego i zewnętrznego, potrzebuje, mówiąc językiem fizjologii, zewnętrznej podniety, aby w ogóle działać – jej akcja jest od podstaw reakcją” .

Cytujmy dalej filozofa: „W moralności powstanie niewolników rozpoczyna się w ten sposób, że sam  resentyment  staje się twórczy i rodzi wartości: resentyment  takich istot, którym nie została dana reakcja właściwa , tj. odpowiadanie czynem, i które biorą odwet jedynie dzięki zemście wyimaginowanej. Podczas gdy wszelka moralność dostojna wyrasta z triumfalnej aprobaty samego siebie, moralność niewolnicza z góry mówi»nie« wobec wszystkiego, co jest »poza«, co jest »czymś drugim«, »nie sobą«: i to »nie« jest jej twórczym czynem. (…) moralność niewolnicza, aby powstać, potrzebuje zawsze świata zewnętrznego i przeciwstawnego, potrzebuje (…) zewnętrznych bodźców, aby w ogóle stać się aktywną” .

Wymiar odkrywczy i diagnostyczny zarazem mają następujące słowa filozofa: „Podczas gdy człowiek szlachetny przed samym sobą żyje otwarcie i z zaufaniem (…) to człowiek resentymentu nie jest ani szczery, ani naiwny, ani wobec samego siebie zupełnie uczciwy i prostolinijny. Jego dusza zezuje; jego duch lubi zakamarki, kręte ścieżki i wejścia od tylu, wszystko co kryjome wabi go jako jego świat, jego bezpieczeństwo, jego wytchnienie; wie, co to milczenie, zapamiętanie sobie, wyczekiwanie, chwilowe pomniejszenie i upokorzenie siebie. Rasa takich ludzi (…) stanie się w konsekwencji wreszcie m ą d r z e j s z a, niż jakakolwiek rasa szlachetna, będzie też szanować mądrość w zupełnie innym sensie: mianowicie jako pierwszoplanowy warunek egzystencji (…)” . Nietzsche, jakby przewidział, że resentyment (zawiść, zazdrość, nienawiść) staną się sposobem bycia, normą stosunków międzyludzkich, wartością samą w sobie... Potwierdzeniem tej przygnębiającej diagnozy jest – wydana półtora wieku później – książka niemieckiego filozofa i kulturoznawcy Petera Sloterdijka pt. Gniew i czas. Esej polityczno-psychologiczny . Autor pisze w niej o tworzeniu banków gniewu, zasobników zbiorowej nienawiści, „gniewu ludowego” – w dawnych czasach wykorzystywanej przez autorytety religijne; a w epoce nowoczesnej – przez ideologów religijnych i świeckich, tudzież polityków.

W liście od Redaktora pisma „UniversitasGedanensis” czytam m. in: „bardzo by nam zależało, by artykuły nie nawiązywały do polityki. Nastały czasy, gdy populizm zbiera duże żniwo, dlatego uważamy, że wykładnia naukowa, swoista egzegeza terminu ‘mowy nienawiść’ może przyczynić się, chociażby u kogoś, do powstrzymania narastania tego zjawiska” . Z tego, co zostało napisane, widać jednak, że nie da się nie nawiązywać do aktualnej polityki; wszak to ona uruchomiła na skalę bez precedensu w ostatnim trzydziestoleciu naszego państwa ten typ mowy tudzież języka. W warstwie werbalnej –co podkreślam z naciskiem – można je porównać do czasów stalinowskich; wszak nie towarzyszą temu jeszcze represje społeczne, polityczne, prawne.

Złudzeniem jest też przekonanie, że ‘badania naukowe’ tego zjawiska, ‘egzegeza’ albo hermeneutyka terminu mogą się przyczynić, do tego, że mowa nienawiści zostanie usunięta z naszego języka. Wątpliwe jest zakładać, że rozważania teoretyczne – bez względu na ich poziom i stopień skomplikowania – przełożą się na praktykę polityczną oraz zwyczajne zachowania społeczne, które są wypadkową: emocji, przyzwyczajeń, odruchów reaktywnych; mówiąc wprost działań bezrefleksyjnych.

Ludzie nauki, zwłaszcza przedstawiciele dyscyplin humanistycznych nie mogą abstrahować od języka praktyki politycznej, który ma ogromny wpływ na poglądy i postawy. Było to i jest widoczne zwłaszcza w ustrojach autorytarnych albo quasi demokratycznych – a ku takiej formie ewoluuje aktualny ustrój Polski, z jego pogardą wobec elit, a więc ludzi, dla których liczą się dystynkcje pojęciowe, wyjaśnianie, namysł, a więc ‘wykładnia’, czy objaśnianie rzeczywistości. Widać to wyraźnie na przykładzie prowadzonej przez państwo polityki historycznej, która ma niewiele wspólnego z prawdą historyczną; ta wręcz jest zakłamywana albo marginalizowana. Wszak liczy się bieżący interes – nawet nie państwa, ale partii, większości sejmowej, która wyrażają wolę mitycznego suwerena. Skoro władza nie liczy się z przedstawicielami nauk ścisłych, którzy podejmują kwestie zagrożeń globalnych – mam na myśli efekt cieplarniany i nadal stawia w Polsce na energetykę węglową – to dlaczego ma się wsłuchiwać w głos humanistów zaniepokojonych narastaniem mowy i fali nienawiści w naszym Kraju? Nienawiść jest wygodnym narzędziem politycznym; pozwala dzielić społeczeństwo (dividere) i rządzić nim, wedle własnego uznania (imperare).

W konsekwencji rozważania te wpada zakończyć refleksją pesymistyczną, choć jej autor Oswald Spengler zdecydowanie odżegnywał się od pesymizmu: „Tam, gdzie zaczyna się rzeczywistość, tam kończy się królestwo myśli” . Elementem ludzkiej rzeczywistości jest nienawiść. Nie da się jej stąd usunąć; można co najwyżej łagodzić jej skutki poprzez: kulturę, edukację, dobry obyczaj, perswazję; co do religii – zaczynam mieć wątpliwości… Być może również na inne sposoby, które aktualnie nie przychodzą mi do głowy.


Bibliografia

Augustyn św., Dialogi i pisma filozoficzne, tłum. zbiorowe, Instytut Wydawniczy Pax Warszawa 1954.
Augustyn św., De Civitate Dei. O Państwie Bożym. Przeciw poganom, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1977.
Brueckner A., Słownik etymologiczny języka polskiego, Wiedza Powszechna, Warszawa 1988.
Bystroń J.S., Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XV – XVIII, t. 1 i 2, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976.
Klemensiewicz Z., Podstawowe wiadomości z gramatyki języka polskiego, Warszawa 1952
Klemperer V., LTI. Notatnik filologa, tłum. J. Zychowicz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983.
S. Klonowic, Worek Judaszów to jest złe zbycie majętności, 1600
Koneczny F., O wielości cywilizacyj, Gebethner i Wolff, Kraków 1935.
Koneczny F., Rozwój moralności, Towarzystwo Wiedzy Chrześcijańskiej, Lublin 1938.
Koneczny F., Prawa dziejowe, Komitet Wydawniczy, Londyn 1982.
Kuderowicz Z., Nietzsche, Wiedza Powszechna, Warszawa 1979.
Nietzsche F., Zur Genealogie der Moral. EineStreitschrift, w: tegoż Werke. KritischeGesamtasgabe, Berlin – New York 1968-1979
Sloterdijk P., Gniew i czas. Esej polityczno-psychologiczny, tłum. A. Żychliński, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2011.
Spengler O., Historia, kultura, polityka. Wybór pism, tłum. A. Kołakowski, J. Łoziński, PIW, Warszawa 1990.

Źródła internetowe
https://książki.wp.pl/tischnerowski-przewodnik-po-życiu-stacja-nienawiśc-6


Nota o Autorze

Jan Skoczyński – (rocznik 1946) emerytowany profesor zwyczajny w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Historyk idei, badacz dziejów polskiej myśli filozoficznej i społecznej przełomu XIX i XX wieku. W macierzystym instytucie powołał Zakład Filozofii Polskiej, którym kierował do przejścia w stan spoczynku. Współorganizator ogólnopolskiego, cyklicznego Seminarium Historyków Filozofii Polskiej; współzałożyciel i pierwszy rektor PWSZ w Sanoku. A oto niektóre z jego książek: Idee historiozoficzne Feliksa Konecznego(1991), Wartość pesymizmu. Studia i szkice o Marianie Zdziechowskim (1994), Ludzie i idee. Szkice historyczno-filozoficzne (1999), Koneczny. Teoria cywilizacji (2003), Wiedza i sumienie (2009), Glossy i uwagi (2014), Teksty nienaukowe (2016); współautor tomu: Historia filozofii polskiej (2010).
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Dąbrowa Białostocka
5.9°C
wschód słońca: 06:32
zachód słońca: 15:47
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Dąbrowie